sobota, 18 czerwca 2016

Od Leili

Łapa za łapą. Cicho, powoli, bez najmniejszego szelestu. Ogólnie, tak właśnie wygląda polowanie na sarnę bez użycie mocy. Pff, za łatwo byłoby po prostu przenieść ją w ślepą uliczkę, z której by nie uciekła i zjeść. Przyczaiłam się za pasącym się zwierzęciem. Byłam gotowa do skoku na jej kark, ale cóż. Odwróciła się, zobaczyła wilka przyczajonego za zadem i uciekła ile sił w chudych nóżkach. Westchnęłam głośno. Zazwyczaj moje próby kończyły się tak samo, a na ganianie zwierzyny nie miałam najmniejszej ochoty czy energii. Napiłam się wody z przejrzystej rzeki i ruszyłam dalej. Dopiero odchodząc dostrzegłam piękno polany, na której się znajdowałam. ''Będę musiała tu kiedyś wrócić''. Jako cel wybrałam sobie przestrzenny las, porastający zbocze góry. Pewnym krokiem szłam przez niewysoką trawę. Niedługo po tym postawiłam łapę na naturalnej ścieżce, usypanej opadłymi z drzew liśćmi. Czasami zdarzyło mi się nastąpić na kamień, ale teraz najważniejsze było dla mnie przedostanie się na drugą stronę przełęczy. Wokoło panowała ciemność. Przeważające dęby otulały dróżkę cieniem schronienia i tajemniczości. Moja głowa co chwila latała to w górę, to w dół, podziwiając prastare drzewa. Zeszłam ze ścieżki. Tutaj las przepuszczał do swojego wnętrza nieliczne promienie ciepłego, wiosennego słońca. Przyspieszyłam kroku. Można było to nazwać truchtem. Najważniejsze była przeprawa przez wąwóz i znalezienie schronienia.
Około dwóch godzin później las skończył się, a ja zobaczyłam ten sam strumyk, przedzierający się przez góry. Widziałam rozległą polanę. Nie wyglądała na miejsce opustoszałe.
- Halo, jest tu ktoś?-powiedziałam z nadzieją, że usłyszę jakiegoś wilka.
Ni stąd, ni zowąd moim oczom ukazała się czarna wadera. Oczy błyszczały jej krwistą czerwienią, w ogon miała wpiętą sporych rozmiarów różę. Na czole i tylnej łapie miała dwa serca.
<Różyczka?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz